Budapeszt – miasto, do którego chce się wracać
Budapeszt poznałam trochę przez przypadek – czyli dokładnie tak, jak poznaje się wyjątkowe osoby, które później zostają w naszym życiu na dłużej.
Nie miałam planów na majówkę 2018, a bardzo chciałam gdzieś pojechać. Wpadły mi w ręce tanie bilety autobusowe (nie zapomnę tej podróży nigdy – byłam pewna, że po tylu godzinach w autobusie będę miała płaską dupę do końca życia ), znalazłam nocleg w centrum miasta i ułożyłam plan wycieczki.
ak postanowiłam, tak zrobiłam. I powiem jedno – to był strzał w dziesiątkę!
Z notesem i mapą po mieście
Po całym mieście chodziłam z notesem i mapą, odznaczając kolejne atrakcje. Aparat odkładałam tylko wtedy, gdy spałam. Budapeszt od razu zdobył moje serce – ogromne miasto, które wcale nie przytłacza. Wszystkie ważne punkty są w zasięgu centrum, zabytków jest mnóstwo, a aleje i ulice pełne są drzew. Zieleń w mieście jest naprawdę świetnie zagospodarowana i sprawia, że spacerowanie jest czystą przyjemnością.
W 2018 roku trwała budowa centrum handlowego i przebudowa dworca autobusowego w jednej z dzielnic. Doskonale pamiętam tamtą przestrzeń – kompozycję traw i drzew przy dworcu, irysy posadzone przy stawie obok stacji metra. To zostało mi w pamięci i później inspirowało mnie przy wielu projektach.
Druga strona miasta – Buda w 2022
Do Budy trafiłam dopiero w 2022 roku, za namową kumpeli (swoją drogą – długo mnie namawiać nie musiała 😉). Tam też miałyśmy nocleg.
Nie miałam napiętego planu zwiedzania, raczej chciałam odpocząć, ale oczywiście skończyło się jak zawsze – spacerami, odkrywaniem i przechodzonymi 15 kilometrami.
Do dziś pamiętam, jak przynosiłam Martynce do pracy cynamonki i zupki w proszku – doświadczenie bezcenne! Do tego nocne eskapady po mieście z winem i szukanie gastro o drugiej w nocy. Minusem jest to, że nocą mało knajp działa, dowozy praktycznie nie funkcjonują, więc do najbliższego kebsa maszerowałyśmy dwa kilometry. Ale wiecie co? Było warto.